czwartek, 26 kwietnia 2012

Historia jednej piosenki...


Kilka lat temu w Teleexpresie w dziele muzycznym pan Marek Sierocki zaprezentował kilkunastosekundowy wideoklip 'Home' nieznanego mi wcześniej artysty. To była miłość od pierwszego ...'usłyszenia'. 

Źródło: michaelbuble.com

Pamiętam, że od tamtego czasu nie mogłam oderwać się od tej piosenki. Czy wiecie o kim mówię?? TAK o Michaelu Buble! Po kilku miesiącach ta 'miłość' mi przeszła. Ale od wydania albumu 'Crazy Love' w 2009 moja fascynacja jego muzyką odżyła. Myślę, też że i ja dorosłam do tego rodzaju muzyki. Kiedy w 2011 roku jedna z polskich agencji muzycznych ogłosiła, że pojawi się na koncercie w Ergo Arenie nie wahałam się ani chwili i kilkoma kliknięciami miałam bilet do Sopotu. 

Koncert odbył się 23 kwietnia br. przy pełnej ponad 10 tysięcznej widowni. To było dla mnie mega niesamowite wydarzenie pod wieloma względami. Ogólnie to brak słów by opisać to co czułam... Ale to zdanie, które znalazłam na stronie onetu w zasadzie oddaje moje uczucia i myśli: "Nawet jeśli nie przepada się za repertuarem, który wykonuje (a, co ciekawe, wykonuje głównie covery), nie lubi się jazzu i swingu, nie sposób nie docenić Michaela Buble za wielką swobodę sceniczną, inteligentny humor i po prostu czar, któremu ulegają wszyscy – i kilkumiesięczne fanki i starsi, brodaci panowie". Cieszę się, że prawdopodobnie za rok wróci do Polski po raz drugi. I mam nadzieję, że nie ostatni!



Mała fotorelacja z Sopotu i koncertu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz